Fotorelacja z wyprawy do Kirgistanu w góry Terskej Ałatau.
Ten wyjazd był chyba najbardziej szalony i improwizowany ze wszystkich. Przez prawie rok zbierałem i studiowałem materiały dotyczące północnych części Tien-szania. Naszym zamiarem było dotarcie do doliny Bayankol w Kazachstanie. Jednak niewiele przed naszym wyjazdem Kazachstan wprowadził wizy dla polaków. Nie mając wizy zaplanowaliśmy sobie że w przypadku braku możliwości wjechania do Kazachstanu pojedziemy w Ałtaj. Dlatego wybraliśmy trasę od północy Kazachstanu przez Nowosybirsk. Rzeczywistość pokierowała nas w końcu w zupełnie inne miejsce! Trafiliśmy do miejscowości Karakol w Kirgistanie na wschodnim krańcu jeziora Issyk-kul. Stamtąd wybraliśmy się w góry Terskej Ałatoo (Терскей Алатау) będące częścią łańcucha górskiego Tien-szań. W trakcie dwutygodniowej wędrówki przez te góry przeszliśmy dolinę Djety-Oguz skąd podjęliśmy próbę zdobycia najwyższego szczytu pasma – Pik Karakol (пик Каракольский) (5216 m n.p.m.). Następnie przedostaliśmy się do doliny Karakol skąd przeszliśmy nad jezioro Ala-kol i zeszliśmy do doliny Altyn Arashan. Na zakończenie wyjazdu poszwędaliśmy się trochę po Kirgistanie i jego stolicy Biszkeku.
W wyjeździe brał udział oprócz mnie – Robert i Grzesiek.
-
Na dworcu w Brześciu Białoruskim. Zaczęło się od integracji z miejscowymi „żulikami”.
-
Jak przystało na bardzo poważną wyprawę górską mamy bardzo poważne ilości jedzenia w bardzo niepoważnych torbach. Przez tą czerwoną skajową torbę a’la PRL zostaliśmy ochrzczeni przez znajomych Rosjan „materacznikami” – czyli „niedzielnymi turystami”.
-
W Moskwie mieliśmy dwa dni oczekiwania na pociąg do Nowosybirska więc ulokowaliśmy się u znajomych w akademikach MFTI (Moskowski Fizyko-Techniczeskij Instytut). Okazało się że nocujący tam parę tygodni wczesniej znajomi Polacy mieli problem bo woźny „odkrył” że instytut jest jednostką tajną i o strategicznym znaczeniu i przebywanie tam obcokrajowców (czytaj: szpiegów) wymaga specjalnej zgody rektora. My obeszliśmy ten problem „obchodząc” woźnego bokiem.
-
Akademiki MFTI. W takich warunkach żyją i pracują słynni rosyjscy hakerzy :).
-
Wyszliśmy „na miacho”. Pierwsze kroki po Placu Czerwonym.
-
Cerkiew Wasyla Błogosławionego.
-
„Fantazje rynnowe” na gmachu Państwowego Muzeum Historycznego.
-
Widok z mostu na rzece Moskwa.
-
Glawnyj Uniwermag czyli dzisiejsza galeria handlowa.
-
Odwiedziliśmy „park rzeźby” obok Centralnego Domu Artysty. Z tyłu 98 metrowy pomnik Piotra Wielkiego postawiony na sztucznej wyspie na rzece Moskwie.
-
„Żądamy pokoju!” – niepełna część większej kompozycji autorstwa Wiery Muchiny autorki słynnej rzeźby „ Robotnik i kołchoźnica”.
-
Do Nowosybirska jechaliśmy trasą Transsyberyjskiej Magistrali pociągiem Moskwa- Krasnojarsk. Z nami poznani w pociągu sąsiedzi.
-
Nikt z nas nie miał szans z tym młodym „szachmatowym czempionem”. Szachy, warcaby i karty można bezpłatnie wypożyczyć u zawiadującego wagonem „prowadnika”.
-
Po przesiadce w Nowosybirsku dojechaliśmy do Barnaula gdzie zastanawiając się nad dalszym przejazdem do Kazachstanu Robert wpadł na genialny pomysł by zapytać o drogę czekających na dworcu handlarek o ewidentnie wschodnich rysach twarzy. Okazało się że są to Uzbeczki które również chciały dostać się do Kazachstanu bez kontroli granicznej i miały na to sposób. Podmiejskimi pociągami dojeżdżamy najpierw do stacji Ozimaja (na zdjęciu).
-
Ze stacji Ozimaja przejeżdżamy do stacji Lokoć (Локоть), która choć położona jeszcze na terytorium Rosji okazała się pierwszą stacją kolei Kazachskich. Tam kupujemy bilety na „pocztowo- bagażowy” pociąg do Ałmaty. Pociąg ten bez żadnej kontroli przejeżdża przez granicę która wówczas była jeszcze bardziej teoretyczna niż praktyczna. Kontrolowane były tylko pociągi międzynarodowe.
-
Pociąg pocztowo – bagażowy składał się tylko z trzech wagonów – pocztowego, „obszczego”(miejsca siedzące), i „kupiejnego”(miejsca sypialne). Zatrzymywał się praktycznie na każdej stacji w stepie stanowiąc jedyne połączenie ze światem dla wielu małych osad. Przekrój przewożonych przez pasażerów towarów był olbrzymi i kończył się na owcach.
-
Stepy wschodniego Kazachstanu są bardzo malownicze. Podróżujemy trasą „Turksibu” czyli Turkiestano – Sybirskiej Magistrali otwartej w 1930 roku trasy łączącej Syberię(Nowosybirsk) z Azją Środkową (Taszkient).
-
Na dworcach w większych miejscowościach kwitnie handel. Nas tymczasem kontroluje bardzo przyjacielski milicjant o imieniu Saryk wierzący naszym zapewnieniom że „wiza jest!”.
-
Na trzeci dzień docieramy w końcu Ałmaty i żegnamy się z „prowadnicą” z naszego wagonu. Niestety Milicjanci z dworcowego komisariatu odkryli (kiedy już pomagali się nam zarejestrować) że Polacy potrzebują jednak wizy do Kazachstanu. Za niewielką łapówkę przymknęli na nas oko. My zaś wiedząc że bez obowiązkowej rejestracji cały czas będziemy mieć kłopoty postanowiliśmy przejechać do Kirgistanu. Kirgizja nie wprowadziła jeszcze wiz dla polaków.
-
Na dworcu wynajmujemy kierowcę który ma nas dowieźć do granicy (na zdjęciu gdzieś po drodze z Ałmaty). Na granicy przeżywamy jeszcze trochę nerwowych chwil i w końcu za 100 $ zostajemy wypuszczeni z Kazachstanu przez „komendanta” który załatwił nam za to transport (tonem rozkazującym wskazując na przypadkowego kierowce- Ty ich weźmiesz!) z granicy do Biszkeku.
-
Kirgistan przywitał nas wielkimi plakatami głoszącymi „ 2001 – rok podtrzymania i rozwoju turystyki”. Nie oznaczało to niestety że gdziekolwiek można zdobyć jakieś mapy lub materiały dotyczące turystyki czy alpinizmu. Jedyną pomoc zaoferowała przypadkowa dziewczyna poznana na dworcu.
-
Napisy jako żywo przypominają socrealistyczne komunały z poprzedniej epoki: „Turystyka – instrument pokoju i dialogu między cywilizacjami”.
-
Mając jedynie bardzo ogólną mapkę Tien-szania zdecydowaliśmy się jechać do miasta Karakol położonego u podnóża pasma Terskej Ałatau (Terskey Ala-Too). Miasto o swojskiej małomiasteczkowej atmosferze oferuje także rozrywki na „światowym poziomie”, jak na przykład „Nocznoj disko klub- Eldorado”. Jeszcze nikt nie przypuszczał że za parę tygodni te dwie wieże z reklamy znikną z rzeczywistości.
-
W Karakolu spotykamy rosyjskich turystów od których dowiadujemy się nieco więcej o paśmie Terskej Ałatau. Za ich namową decydujemy się wybrać do doliny Dżety Oguz, próbować zdobyć najwyższy szczyt pasma – pik Karakolski(5281). Żeby dostać się do doliny Dzety Oguz wynajmujemy dwóch Kirgizów o wyglądzie równie niepoważnym co ich wehikuł – IŻ M-412(Moskwicz). W dolinie spotykamy ich znajomego(na zdjęciu po lewej) który okazuje się być lekarzem ale jak sam mówi – „nie opłacało mi się być lekarzem więc kupiłem stado owiec i zająłem się pasterstwem”(?!).
-
W dolinie Dzety Oguz znajdują się słynne formacje skalne czerwonego piaskowca należące do formacji trzeciorzędowych molas kontynentalnych. Ta skała nosi nazwę „siedem byków”. U podnóża skał znajduje się Sanatorium Dżety Oguz wykorzystujące mineralne źródła.
-
Wokół „kurortu” rozłożyły się jurty koczujących kirgizów. Kirgiska jurta w odróżnieniu od mongolskiej pozbawiona jest wewnętrznych podpór centralnego pierścienia, jest mniejsza i ma bardziej stożkowaty kształt dachu. Symbol centralnego sklepienia jurty tzw. tundiuk został umieszczony na fladze Kirgistanu.
-
Nudy, nudy… ! Do wyboru tylko piwo i lody.
-
Nasz transportowo-offroadowy moskwicz grzeje się na podjazdach więc co jakiś czas musimy zatrzymywać się dla chłodzenia silnika.
-
Samochód dowiózł nas mniej więcej do połowy doliny i dalej zostało nam jeszcze do przejścia paręnaście kilometrów. Po drodze rozłożone jest dużo sezonowych koczowisk. Przy jednym z nich spotkane dzieciaki poprosiły nas o jakieś leki i w zamian za paczkę aspiryny dostaliśmy wielki słój śmietany.
-
Przeszkodą stają się dla nas silnie wezbrane z powodu pogody potoki.
-
Nasz mały namiot nie mieści plecaków, a że pada cały czas musimy sobie jakoś radzić z ich zabezpieczeniem.
-
Na biwaku odwiedza nas młody Kirgiz pilnujący koni starszym którzy wybrali się na polowanie do bocznej doliny.
-
Byk jak byk.
-
Tien-szan porastają wyjątkowo strzeliste świerki Schrenka (Picea schrenkiana).
-
Bujne i wilgotne tien-szanskie lasy kontrastują z suchymi stepami okolic jeziora Issyk-kul.
-
Na jednej z przepraw przez rzekę spotykamy parę białoruskich turystów którzy schodzą już z gór. Od nich dostajemy dokładną mapę graniową rejonu i kilka cennych wskazówek co do naszej planowanej trasy.
-
Wchodzimy do doliny potoku Ailanysz wypływającej z lodowca o tej samej nazwie. Przed nami odsłania się zamykająca dolinę ściana pięciotysięczników Oguz Baszi.
-
Podchodzimy wzdłuż bocznego strumienia w stronę bezimiennego lodowca opadającego z przełęczy Dżety Oguz.
-
Pod nami dolina potoku Ailanysz.
-
Nasz obóz obok bocznej moreny lodowca Ailanysz. Przed nami przełęcz Dżety Oguz (Dzhetyoguz), z lewej pik Uborewicza.
-
Wieczorem podziwiamy niezwykłe efekty świetlne na ścianie Oguz Baszi.
-
Ścianą Oguz Baszi(5168m) poprowadzonych jest wiele dróg 5 i 6 kategorii trudności(w skali rosyjskiej).
-
Ponad lodowcem Ailanysz widać Pik Karakolski (Pik Karakol)(5281m).
-
To nie photoshop ani zepsuty film ale efekt zachodzącego słońca.
-
W ramach aklimatyzacji wybraliśmy się na górujący ponad naszym obozem bezimienny szczyt oznaczony na mapie wysokością 4000 m. Robert wziął ze sobą siatkę na motyle i reklamówkę na próbki mchu które zbierał dla swojej uczelni(ATH w Bielsku-Białej).
-
Przed nami Pik Karakolski (Pik Karakol) (5281m). Z lewej szczyt oznaczony na niektórych mapach jako Ojonter, pomiędzy nimi śnieżna przełęcz Wasiliewa, a z prawej początek ściany Oguz Baszi.
-
Rogi koziorożca syberyjskiego (Capra sibirica).
-
Na szczycie. Widok w stronę piku Uborewicza.
-
Końcówka drogi przed szczytem okazała się wspinaczkowa i wymagała asekuracji.
-
Zejście. Pod nami lodowiec Ailanysz.
-
Następnego dnia wczesnym rankiem wychodzimy w stronę przełęczy Dzety Oguz.
-
Wygładzone przez lodowiec skały tzw. „baranie łby” przykryte rumoszem.
-
Wychodzimy na czoło lodowca.
-
Dolna część lodowca jest wytopiona i łatwa.
-
Mimo wczesnej pory słońce grzeje mocno i po lodowcu już płyną potoki wody.
-
W środkowej części lodowca zaczynają się całkiem spore szczeliny niekiedy przykryte śniegiem.
-
Z lewej ściana Oguz Baszi (5168m) jeden ze szczytów z tyłu to prawdopodobnie pik Armstronga (4909m).
-
Świeża lawina na stokach Ojontera.
-
Widok spod przełęczy na zachód.
-
Przełęcz Dzety Oguz nazywana również Ojonter (4186m) urywa się pionowo w stronę lodowca Zachodni Ontor (Karakol). Trudność przejścia przełęczy jest wyceniona na 2B w skali rosyjskiej.
-
Na przełęczy znajdują się wygodne platformy biwakowe.
-
Po południu przeżyliśmy gwałtowną burzę z wyładowaniami które na tej wysokości wydawały się tuż obok.
-
Pod wieczór pogoda znowu się poprawiła i Robert może zabrać się za uzupełnienie kolekcji mszaków które występują również na tej wysokości. Z tyłu widoczny szczyt piku Karakolskiego (5281m).
-
Szczyt Uborewicza w zachodzącym słońcu.
-
Kolejnego ranka wychodzimy w kierunku grani łączącej szczyt Ojonter z przełęczą Wasiliewa. Naszym zamiarem jest dojście do przełęczy Plecy Karakola w zachodniej grani Piku Karakolskiego, tam biwak i zdobycie szczytu następnego dnia. Po drodze mogliśmy sycić się widokami na lodowiec Ontor i przepiękny pik Dżygit(5170m).
-
Na grani trafiliśmy na świeże ślady irbisa czyli pantery śnieżnej(Panthera uncia). Musiała przechodzić tamtędy parę godzin przed nami. Droga granią prowadziła na wysokości ok. 4500-4700 m.
-
Na północ od głównego grzbietu rozciągają się niższe (do 4 tys. m) skaliste szczyty.
-
„Dżygitów trzech”:). Niestety dla Grześka który nie miał ambicji wspinaczkowych grań okazała się zbyt poważna i nie mogliśmy kontynuować drogi w trójkę. Rozłożyliśmy namiot w jednym z obniżeń w grani i zostawiliśmy tam Grześka. Sami zaś postanowiliśmy że dojdziemy chociaż do końca grani. Żeby zdobyć szczyt z tego miejsca w jeden dzień było za daleko a nie mieliśmy się jak rozdzielić.
-
Wspinaczka na grani okazała się bardzo przyjemna i zróżnicowana. Odcinki lodowe przelatane były ściankami skalnymi. Przez pewien czas towarzyszyły nam ślady irbisa żeby w końcu skończyć się na jednym ze skalnych żandarmów bez widocznej kontynuacji?!
-
Po paru godzinach doszliśmy do ostatniego spiętrzenia przed obniżeniem nazywanym przełęczą Wasiliewa (4682). Stamtąd wróciliśmy się do namiotu. Na zdjęciu widok na kopułę szczytową piku Karakolskiego. Obniżenie w grani z nawisami po prawej to przełęcz Zachodnie Plecy Karakola.
-
Lodospad spływający z przełęczy Wasiliewa na lodowiec Ailanysz.
-
„Morze gór” na zachód od nas.
-
O zachodzie słońca możemy oglądać nawet odległe jezioro Issyk kul i rozciągający się na północ od niego łańcuch Zailijski Ałatau.
-
O wschodzie słońca ruszamy z powrotem na przełęcz Dżety Oguz.
-
Pik Dżygit (5170m).
-
Na grani widać nasze wczorajsze ślady. Z tyłu wyłania się Pik Tuchaczewskiego (4750m).
-
Pod nami przełęcz Dżety Oguz i Pik Uborewicza.
-
„Dziabkowe impresje” czyli „prawdziwi dżygici używają tylko czekanów firmy Stubai!”.
-
Zjazdy z przełęczy Dzety Oguz na lodowiec Ontor zakładamy pod tym nawisem.
-
Pierwsze dwa zjazdy przebiegały w bardzo kruchej skale i przyprawiły nas o szybsze bicie serca. Następne parę lin po lodzie też było narażonych na „obstrzał” wytapiającymi się wyżej kamieniami.
-
Robert schodzi z asekuracją po zlikwidowaniu stanowiska zjazdowego.
-
Ostatni zjazd.
-
Przełęcz Dżety Oguz za nami.
-
W końcu możemy odetchnąć wśród rumoszu na połogiej części lodowca Zachodni Ontor.
-
Dolna część lodowca Zachodni Ontor (Karakol) z tyłu widoczna przebyta przez nas grań pomiędzy przełęczą Dżety Oguz a przełęczą Wasiliewa (od prawej do lewej) i ściany piku Karakolskiego.
-
Lodowiec Wschodni Ontor. Z prawej pik Slonenok (Słonik)(4797m), z lewej szczyt Festiwalnyj (4695m).
-
Rozlewiska rzeki Ontor.
-
Północna ściana Piku Karakolskiego (Pik Karakol)(5281m). Jej fotogeniczność zachęca do robienia zdjęć o każdej porze – np. wieczorem.
-
Dokonaliśmy niesamowitego odkrycia – Pik Karakolski doskonale odbija się w wodzie!
-
O poranku góra prezentuje się jeszcze inaczej. Cień Dżygita na ścianie piku Karakolskiego.
-
Biwak pod Karakolskim w pełnym świetle dnia.
-
Charakterystyczne dla dolin polodowcowych rozlewiska rzeczne przed czołami lodowców.
-
Nagrzana przez słońce woda zachęciła nas do kąpieli choć jej temperatura daleka była od komfortowej.
-
Schodzimy doliną Karakola z zamiarem przejścia do bocznej doliny potoku Kurgaktor w stronę wysokogórskiego jeziora Ala-kol.
-
Boczna dolina Kurgaktora potoku wyciekającego z jeziora Ala-kol. W dolinie aż do samego lodowca spotyka się stada koni które są tam pozostawiane samopas przez całe lato.
-
W połowie drogo do jeziora znajduje się mniejsze jezioro z chatką zwaną „Sierota”.
-
Odpoczywamy w przytulnej chatce „Sierota”.
-
Na wyrzeźbionym pniu przed chatą znajdujemy kolonie opieńków z których przyrządzamy obiad.
-
Ścieżka prowadząca nad jezioro Ala-Kol.
-
–
-
Na progu przegradzającym dolinę i utrzymującym wody jeziora potok z niego wypływający tworzy niewielki wodospad.
-
W dole widać jeziorko nad którym położona jest chatka.
-
Jezioro Ala-Kol (Ala-Kul) położone jest na wysokości ok 3560 m n.p.m. Krajobraz wokół jeziora jest zaskakująco surowy.
-
Biwakujemy nad brzegiem.
-
Długość jeziora dochodzi do 2,5 km a do jego południowo-wschodniego krańca prawie dochodzi lodowiec Takyrtor zaopatrujący go w wodę. Szczyty otaczające jezioro w większości przekraczają 4000 m, i dochodzą do 4600 m.
-
My kierujemy się no północny wschód, przechodzimy przełęcz Ala-kol Północna i schodzimy do małej doliny Keldyke. Metamorficzne skały okolicznych szczytów mają ciemny prawie czarny kolor i przypominają ogromne hałdy węgla.
-
Schodzimy do doliny Altyn Araszan (Złote Źródło). Znajdują się tam gorące radonowe źródła. W specjalnie przygotowanych wannach można zażywać kąpieli w wodzie o temperaturze dochodzącej prawie do 42°C. Na końcu doliny widać Pik Pałatka (4800). Nocujemy w zabudowaniach „kurortu” wybudowanego tu w 1963 roku.
-
Wokół „kurortu” pasą się konie i krowy.
-
Do Karakola jedziemy okazją na pace Uaza 452 z rodziną wracającą z grzybobrania.
-
Po krótkim pobycie w Karakolu pojechaliśmy nad jezioro Issyk-kul (Ciepłe jezioro). Położone na wysokości 1608 m n.p.m. jezioro o powierzchni ponad 6 tys. m² charakteryzuje się lekko słonawą i ciepłą wodą . Jego głębokość przekracza 650 m.
-
Nad brzegami rośnie rokitnik zwyczajny (Hippophaë rhamnoides) zwany przez Rosjan „oblepichą”. Po przemrożeniu owoce rokitnika wykorzystuje się do wyrobu olejków i dżemów. Co ciekawe witamina C zawarta w jego owocach nie ulega rozkładowi przy gotowaniu z uwagi na brak enzymów rozkładających tę witaminę.
-
W okolicach jeziora oglądamy cmentarz z charakterystycznymi „drucianymi jurtami” zastępującymi nagrobki.
-
Dwukołowe arby zaprzężone w osiołki wciąż są popularnymi środkami transportu, chociaż drewniane koła zastępowane są bardziej współczesnymi rozwiązaniami.
-
Troje dzieci i trzy osły 🙂
-
Wieczorem docieramy do położonego nieopodal miasta Tokmak muzeum „wieża Burana”.
-
Minaret jest pozostałością po mieście Balasagun stolicy chanatu karachanidów – funkcjonującym pomiędzy IX a XIV w n.e. W okresie największego rozkwitu powierzchnia miasta dochodziła do 30 km² i funkcjonowało tam ok. 200 meczetów. Miasto było ważnym centrum handlowym na jednej z odnóg Jedwabnego Szlaku. Przeplatały się tam różne religie- Islam, Buddyzm i Nestorianizm.
-
Z położonych paręnaście kilometrów dalej gór wodę doprowadzano do miasta ceramicznymi rurami których pozostałości można zobaczyć do dziś. W mieście funkcjonowała także prymitywna kanalizacja.
-
Żyzna dolina rzeki Czui zamieszkana była od tysiącleci. Stanowiła również ważny trakt handlowy.
-
Wokół baszty zgromadzone są „balbale” kamienne stele głownie z okresu tureckiego. Można także zobaczyć znalezione w okolicy kamienie z petroglifami i żarna.
-
Po paru dniach przebywania w Biszkeku, większych i mniejszych przygodach związanych ze zdobyciem kazachskich wiz tranzytowych i biletów na pociąg, w końcu po ponad miesiącu w podróży żegnamy się z Kirgizją. Pociągiem przez Kazachskie stepy, Rosję i Białoruś wracamy do polski
Disqus Comments